niedziela, 25 maja 2014

Czarnobyl

Znów trawą się okryły starobielskie groby
I do kwiatów gotowe prostują się sady,
gdy nagle – w noc kwietniową – krwawym kwiatem zagłady
zakwitł Czarnobyl
Ten kwiat owocu dobrego nie wróży
Ta gwiazda w Objawieniu – Piołun się nazywa
Goryczą truje serca. Skażonym oddechem
pali wody, a ziemię – popiołem okrywa
Zgaszono pożar. Tylko płoną
tkanki ludzkie – chorobą popromienną
Milczy ziemia spalona. Nad Ukrainą ciemno.
Ilu ludzi – zginęło? Ilu jeszcze zgninie -
Ty jeden tylko wiesz, Boże!
Bo nawet głasnost’ tę noc ominie
i żadna pierestrojka nie pomoże
Milczysz, bo usta skute masz prykazem -
Choć rzeki łez ku morzu płyną.
O, nie płacz, Siostro! Dumna Ukraino!
Razem cierpimy, powstaniemy – razem


Warszawa, 1986

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Ballada o nienazwanych

Było ich tylu, że słońce sierpniowe
By ich policzyć - nie miało promieni
Przeważnie - młodzi. Najczęściej - z fabryki,
z zakładów produkcyjnych, stoczni, hut...
Wąsaci prawie wszyscy, w swych roboczych
Kombinezonach, nieumyci, z papierosem,
Czasem - i z flaszką. Wchodzili w ten wrzesień
Jak w nową, czystą ulicę, gdzie wiatr
Firankę białą trzepie, zapach niesie
Pierwszej kwietniowej burzy nieznanych im wiosen.
A przecież byli jeszcze nienazwani...

W historii naszej, w każdym pokoleniu
Zdarzali się - podobni. Filomaci
Orlęta i Czwartacy i chłopcy z AK,
I kosynierzy, i podchorążacy
Ale - jak nazwać tych dziesięć milionów?
Teraz, kiedy na Mokotowskiej tylko kilka cieni?
I wszystkie linotypy, maszyny - o bruk?
I na ich głowach, plecach ZOMO gra
melodie dzikich pałek?

Ilu - teraz? Ilu z nimi?
Ilu - przeciw nim?

Grudniowe słońce liczyć ich już się nie waży
bo lepiej, żeby żadnej nie oświetlać twarzy
zbyt jasno, bo za ostro wyjdzie na odbitkach
To oni właśnie, których zdradzono o świcie.
Matko, równo pamiętaj o obu swych synkach!
Jeden, w szarym szynelu, stoi z karabinem.
Przeciwko władzy ludu - władzy PAŃSTWA strzeże.
Drugi, internowany - siedzi w Białołęce
i wie, że brat rodzony, który jest żołnierzem,
Będzie musiał na rozkaz ich strzelić mu w serce
I rozstrzelać od razu troje ich. Bo jego i matkę,
I to wszystko, co w czerwcu zasiane,
Tamtego roku - bujne tak wydało ziarno
I to wszystko, co w jednym słowie się zawarło

Wiara
Nadzieja
Wolność
SOLIDARNOŚĆ

wtorek, 5 października 2010

Różaniec Ks. Jerzego

Przyjdę tu jutro znów, do tego grobu
Choć i tak stale jestem przy nim
Nieustannie słysze ten nieludzki jęk bólu
Ciągle licze rany zadane ręką ludzi
Widzę straszne zmiany na twarzy Jego, rękach

Jednak nie szukam sposobu,
Aby to wszystko w kamień zamienić i w ciszę
Bo nam też wolno cierpieć. Troszeczkę.
Tak mało wobec tej męki, że dziękujmy Bogu
Że ktoś za nas umiera i podnosi krzyże

Był prosty, a nikt nie jest prorokiem wśród swoich
Więc te wczesne gorycze dały mu powagę
Tę, którą mają dzieci nieskore do śmiechu
Kiedy nawet z miłości często są łajane
Stąd smutne oczy dziecka, które bierze serio
To, co inni karierą lub donkiszoterią
lubią nazywać
Nie wiedząc jak płaci morderca,
kiedy rękę podnosi na braci

Mój ojciec na Pawiaku także był torturowany
I nic nie wyznał
Ksiądz Jerzy - przeciwnie
Ten się od razu się przyznał
Do Chrystusa

Zlepionymi przylepcem ustami wyznawał wszystkie pietnaście tajemnic
Wpierw, przy radosnych, zawachał się trochę
Nie rozpoznawszy w sierżancie bezpieki
Zwiastuna nowych narodzin dla Pana w męczeńskiej szacie
A w jego ochrypłym śmiechu - godziny
W której go rodzice przynieśli do świątyni na ofiarowanie

Dalej już poszło gładko
Zdążył jeszcze w ludzkim języku powiedzieć
Że w sprawach Ojca być musi. Szukać go nie trzeba
Następnie wszystkie pięć, potwierdził zgodnie
Bolesnym rykiem dręczonego ciała
I zmiażdżonym językiem wyznał Ewangelię

Długo to trwało, tęsknił już do nieba
A gdy zmęczony wstępował do Pana
Wolny i czysty. Męki niepamiętny
Niosąc Maryi w darze zębów swoich perły
W rękach ze skóry odartych, łzy jej upadały
Jak deszcz, na zimne, bródne, nieprzejrzyste wody
Które przed matki wzrokiem ciało ukryć miały

środa, 8 lipca 2009

Wizyta u przyjaciół

Była dobra noc. Rankiem na mój taras
przyszło słońce. I wróbli para.
Czereśnia też tam była. Całą
noc - słyszałam : każdy listek wzdychał
Nad ranem stanęła cicha
A w słońcu -się roześmiała
Joasinym śmiechem - szelestem

Wasz dom, kochani, jest, jak dobre drzewo:
pełne soków i życia, od pnia, od korzenia
Pełne miłości, chociaż jej nie słychać,
Bo się jej nie rozmienia
na drobne pestki słów, wypluwanych w pośpiechu

Wy sami, dzieci, wnuki, pies, kot, wszystko, jak trzeba
I ręce matki, które podają każdemu

kromkę chleba.

Resztę wypełni czas. I on wam kiedyś powie:

Nie lękajcie się. Bo tam, gdzie się spotkamy,
będzie dom i czereśnia.Wszystko takie same
jak tamto.
Tylko jeszcze piękniejsze

Moim kochanym Isi i Azikowi
Chrzanów, pażdziernik 1988.

Prośba


Boże, daj moim kotom troszeczkę nieśmiertelności
daj moim psom - zuchelek Twojego nieba
Kęsek niebiańskich kości
Z niebiańskich owiec mleka
Ty zresztą sam najlepiej wiesz,czego im trzeba:
Ludzkiej miłości

Panie, ulituj się nad zwierzętami!
Ty wiesz, ile cierpiały:
Koty w piwnicach, jak w bunkrach,zamknięte na śmierć głodową
kamienowane,topione, żywcem pocięte w kawały
w doświadczeniach "dla dobra ludzkości"

Burki wiejskie z łańcuchem wrośniętym w szyję
co innegu uczucia,prócz głodu nie znały -
Wszystkie one: miauczeniem, szczekaniem i wyciem -
Głosiły Twoją chwałę !

Boże, pozwól zwierzętom być w niebie !
Przecież się zmieszczą !

A my, grzeszni, okrutni, bezmyślni,
tam wysoko, u Ciebie,
Jeszcze bardziej Cię pokochamy
Psią, kocią, ludzką miłością

I jeszcze większą

piątek, 29 maja 2009

Zagubiłam

Zagubiłam się,synku.Wciąż biegłam w ciemności
Świat był szary,okrutny i tak bardzo wrogi
że ktoś ukradł mi ciebie, i, nim łzy obeschły,
poplątały się, pokrzywiły się nasze drogi
I gdzieś się nam - rozeszły

Zagubiłam cię, synku. Wciąż płaczę i wołam
A ty już w nic nie wierzysz, bo tak jest -bezpieczniej
Kiedy płakałeś w nocy, chciałam ci oddać serce
Ale po co ci ono
nie ma tam miejsca nawet dla jednego
a co dopiero dla dwóch
a ja jestem zmęczona. Świat już wkrótce zmierzchnie
I rozświeci się znowu - już po tamtej stronie.
Tam cię może odnajdę. Bo jeśli nie---
Co mi po niej

czwartek, 28 maja 2009

Tren

Pytasz,jak traflć ? Proste. Ściana brzóz.
tuż pod drzewami - cmentarz. Taki mały
jak piąstka dziecka, w biegu rozpostarta

Goniła kotka.Cała w biegu, w śmiechu
a tuż koło niej - śmierć.Jak cień, bezgłośnie
I - kiedy rączki na krzyż rozpostarła -
to już - schwytała śmierć. I już - umarła
Nie miała ani chwili czasu na cierpienie.
Poczuła tylko - zdziwiona,strwożona
że nagle - wszystko jej spod nóg uciekło
Mama,psy, konie,kotek, dom i ciało
Ukrzyżowane iskrą elektryczną
Tam, w dole, niepotrzebne już - zostało
a ona sama,jak pliszka spłoszona
frunęła Matce Bożej - na kolana

Cała jest teraz u Boga.
A dla nas -
Tylko to ,co pamiętasz.
Tęsknota.
I ten cmentarz